Tak się jakoś złożyło, że większość moich wypadów w tym roku była wyspiarska – Madera z Porto Santo, Sycylia, Wyspy Normandzkie, Owcze, Zakynthos, Majorka. Na koniec lata doszły Wyspy Liparyjskie. Najprościej dostać się jest na nie z Milazzo na Sycylii. Podróż zaczęliśmy z Okęcia lotem do Katanii, gdzie wypożyczyliśmy samochód. Przywitanie Sycylii – Etna nad chmurami
Sycylia przywitała nas słonecznie i całkiem miłym ciepełkiem. Po drodze, wpadliśmy do Taorminy, gdzie pomimo października było dość tłumnie. Samochód zostawiliśmy na piętrowym parkingu przy Porta Catania. Zaletą jego jest to, że wychodzi się od razu na miasto.
Potem na krótką chwilkę zatrzymaliśmy się w Mesynie
Do Milazzo dotarliśmy wieczorem, skąd następnego dnia mieliśmy prom.
Na wyspy kursują dwaj przewoźnicy - Liberty Lines i Siremar. Wybraliśmy pierwszego – płynie dużo krócej, a niewiele drożej. Bilety kupiłem on-line tydzień wcześniej, ale bez problemu można było kupić dziś na miejscu, mimo że prom był prawie pełny. Rano popłynęliśmy na Vulcano, gdzie spędziliśmy 5 godzin. Bagaż zostawiliśmy w porcie w kasie biletowej nad knajpą (2€ sztuka). Udało nam się wejść na główny krater. Wrażenia węchowe jak na Islandii, tylko zdecydowanie cieplej. Sama droga z portu na szczyt zajmuje około godziny.
Potem mieliśmy zamiar wykąpać się w siarkowym błotku, ale okazało się, że od kilku lat jest nieczynne.
Za to na pobliskiej plaży można się wykąpać wśród zapachów nieświeżych jaj – tuż przy brzegu z morza bąbelkuje ciepły siarkowodór.
Następnie popłynęliśmy na Stromboli. Rejs trwa 2 godziny, po drodze prom zatrzymuje się na Lipari, Salinie i Panarei Wyspa wygląda pięknie – idealny stożek wystający z morza. W porcie pełno budek oferujących rejsy wokół wyspy. Wszystkie w zasadzie mają taką samą ofertę – 25€ od osoby wieczorem za ok 2 godzinny rejs lub 30€ za 2,5-3 godzinny w dzień z przerwą na kąpiel. Droga na sam szczyt wulkanu od czasu erupcji w 2019 jest zamknięta – wchodzi się jedynie do wysokości 400 metrów, teoretycznie tylko z przewodnikiem. Na jutro nasze plany to rejs ranny i wieczorny, a w przerwie spacer w kierunku wierzchołka. A dla nabrania sił poszliśmy na całkiem smaczną lokalną pizzę.
Rano wybieramy się na rejs wokół Stromboli – najpierw zatrzymujemy się w Ginostrze - małej osadzie po drugiej stronie wyspy. Tak w zasadzie poza kilkoma domami nie ma nic. Była restauracja, ale nie mieli kawy, dziwne jak na Włochy.
Potem zatrzymaliśmy się przed częścią aktywną wulkanu - Sciara del Fuoco z której cały czas wydobywa się lawa.
Następnym etapem była kąpiel przy wyspie Strombolicchio – jest to pozostałość pierwotnego stożka wulkanu, który uległ erozji, a obecna wyspa jest bazaltowym jakby „korkiem”. Na jego szczycie jest latarnia morska
W ciągu dnia udajemy się na spacer po mieście – podziwiając głównie roślinność. Widać, że jest już po sezonie, pustki, wszystko pozamykane (albo raczej sjesta). W tym roku miasto przeżyło dwa kataklizmy – najpierw ekipa filmowa kręcąc film o wulkanach, wznieciła pożar, który skutecznie wypalił tereny nad miastem. Na skutek tego po ulewnym deszczu 12 sierpnia miasto zalały częściowo błotne lawiny.
Wieczorny rejs wykupujemy u Polki, która mieszka tu od dwudziestu lat i z chęcią z nami porozmawiała. Na wyspie poza sezonem mieszka 600 osób. Żyją z tego co zarobią na turystach w sezonie, większość mieszkańców uprawia własne warzywa. Ten rejs trwa krócej – po zachodzie słońca podpływamy pod krater i obserwujemy wypływ lawy, a co 15 minut jej mikro erupcję. Bardzo fajny widok.
Można też wybrać się w grupach z przewodnikiem pod krater, do wysokości około 400 metrów - taka wycieczka trwa koło 5 godzin. Jeszcze kilka lat temu można było dojść nad sam szczyt krateru, ale po śmiertelnym wypadku w 2019 roku podczas niespodziewanej erupcji zamknięto ten szlak. Ale to innym razem, zamiast tego delektujemy się sycylijskim winkiem, a jutro płyniemy na Lipari.
Świetna, krótka relacja z wysp, ktore za mną chodzą
:D Bylem na Sycylii, ale wtedy napiety plan nie pozwolił tego zrealizować, ciekawe czy po sezonie też te promy płyną
:?:
Wyspy są prawdę warte zobaczenia. Te promy kursują cały czas, tam mieszkają tubylcy,,dla nich są konieczne. Teraz zmalała liczba wycieczek. Wczoraj nie miałem internetu, nam nadzieję dziś nadrobić.
Świetny kierunek! Sam mam zamiar odwiedzić te wyspy, chociaz jeszcze nie wiem czy promem z Milazzo, czy z Neapolu. Czy wypozyczone auto czekalo caly czas w porcie Milazzo, czy je oddales i z Katanii dojechales do portu pociagami?
Z Katanii do Milazzo i z powrotem samochodem. Czekał na mnie w Milazzo. Pociągiem byłoby taniej, ale coś za coś, miałem więcej czasu na atrakcje typu Taormina czy Cefalu...
Ja wróciłem tydzień temu z kilkudniowej wyprawy na Wyspy Liparyjskie i widziałem zarówno ludzi idących na szczyt Vulcano (mimo zakazu) jak i kąpiących się w błotku. Zamiast nielegalu wybrałem wejście na Monte Saraceno - fajny widok. Pływałem także w morzy po obu stronach przesmyku. Bliżej błotka woda mętna i lekko śmierdząca. Po drugiej stronie przezroczysta i ciepła. Byłem też na Lipari i Salinie. Na Lipari na punktach widokowych w południowej części wyspy. Na Salinie na najwyższym szczycie Wysp Eolskich. Polecam. Świetne widoki.
Przywitanie Sycylii – Etna nad chmurami
Sycylia przywitała nas słonecznie i całkiem miłym ciepełkiem. Po drodze, wpadliśmy do Taorminy, gdzie pomimo października było dość tłumnie. Samochód zostawiliśmy na piętrowym parkingu przy Porta Catania. Zaletą jego jest to, że wychodzi się od razu na miasto.
Potem na krótką chwilkę zatrzymaliśmy się w Mesynie
Do Milazzo dotarliśmy wieczorem, skąd następnego dnia mieliśmy prom.
Na wyspy kursują dwaj przewoźnicy - Liberty Lines i Siremar. Wybraliśmy pierwszego – płynie dużo krócej, a niewiele drożej. Bilety kupiłem on-line tydzień wcześniej, ale bez problemu można było kupić dziś na miejscu, mimo że prom był prawie pełny. Rano popłynęliśmy na Vulcano, gdzie spędziliśmy 5 godzin. Bagaż zostawiliśmy w porcie w kasie biletowej nad knajpą (2€ sztuka). Udało nam się wejść na główny krater. Wrażenia węchowe jak na Islandii, tylko zdecydowanie cieplej. Sama droga z portu na szczyt zajmuje około godziny.
Potem mieliśmy zamiar wykąpać się w siarkowym błotku, ale okazało się, że od kilku lat jest nieczynne.
Za to na pobliskiej plaży można się wykąpać wśród zapachów nieświeżych jaj – tuż przy brzegu z morza bąbelkuje ciepły siarkowodór.
Następnie popłynęliśmy na Stromboli. Rejs trwa 2 godziny, po drodze prom zatrzymuje się na Lipari, Salinie i Panarei Wyspa wygląda pięknie – idealny stożek wystający z morza. W porcie pełno budek oferujących rejsy wokół wyspy. Wszystkie w zasadzie mają taką samą ofertę – 25€ od osoby wieczorem za ok 2 godzinny rejs lub 30€ za 2,5-3 godzinny w dzień z przerwą na kąpiel. Droga na sam szczyt wulkanu od czasu erupcji w 2019 jest zamknięta – wchodzi się jedynie do wysokości 400 metrów, teoretycznie tylko z przewodnikiem. Na jutro nasze plany to rejs ranny i wieczorny, a w przerwie spacer w kierunku wierzchołka. A dla nabrania sił poszliśmy na całkiem smaczną lokalną pizzę.
Rano wybieramy się na rejs wokół Stromboli – najpierw zatrzymujemy się w Ginostrze - małej osadzie po drugiej stronie wyspy. Tak w zasadzie poza kilkoma domami nie ma nic. Była restauracja, ale nie mieli kawy, dziwne jak na Włochy.
Potem zatrzymaliśmy się przed częścią aktywną wulkanu - Sciara del Fuoco z której cały czas wydobywa się lawa.
Następnym etapem była kąpiel przy wyspie Strombolicchio – jest to pozostałość pierwotnego stożka wulkanu, który uległ erozji, a obecna wyspa jest bazaltowym jakby „korkiem”. Na jego szczycie jest latarnia morska
W ciągu dnia udajemy się na spacer po mieście – podziwiając głównie roślinność. Widać, że jest już po sezonie, pustki, wszystko pozamykane (albo raczej sjesta).
W tym roku miasto przeżyło dwa kataklizmy – najpierw ekipa filmowa kręcąc film o wulkanach, wznieciła pożar, który skutecznie wypalił tereny nad miastem. Na skutek tego po ulewnym deszczu 12 sierpnia miasto zalały częściowo błotne lawiny.
Wieczorny rejs wykupujemy u Polki, która mieszka tu od dwudziestu lat i z chęcią z nami porozmawiała. Na wyspie poza sezonem mieszka 600 osób. Żyją z tego co zarobią na turystach w sezonie, większość mieszkańców uprawia własne warzywa.
Ten rejs trwa krócej – po zachodzie słońca podpływamy pod krater i obserwujemy wypływ lawy, a co 15 minut jej mikro erupcję. Bardzo fajny widok.